59,99 zł
25,00 zł
Cena regularna:
29,90 zł
19,90 zł
Cena regularna:
24,90 zł
39,90 zł
Cena regularna:
45,00 zł
49,90 zł
Cena regularna:
54,90 zł
49,90 zł
Cena regularna:
59,90 zł
29,90 zł
Cena regularna:
34,90 zł
20,00 zł
Cena regularna:
23,00 zł
Rodowód ideowy Unii Europejskiej - Jerzy Chodorowski
Przedmowa autora
Przedreferendalna dyskusja na temat wejścia Polski do UE wykazała dobitnie, jak wielką jest w naszym kraju nieznajomość podstawowych zasad, na których została oparta Unia i konsekwencji stąd wynikających. Ignorancję tę przejawiał nie tylko tzw. przeciętny Polak, ale także osoby aspirujące do przywódczej roli w społeczeństwie, a nawet niektórzy hierarchowie elit duchowych Narodu. Gdy np. wysoki dostojnik - zwolennik kompromisowej wersji chrześcijańskiego modelu zjednoczenia Europy - argumentował, że wejście Polski do Unii nie musi oznaczać utraty suwerenności, ponieważ ''nikt nam tej suwerenności nie odbierze, jeśli jej sami nie oddamy'', to wykazywał brak podstawowych wiadomości o przedmiocie swej opinii. Faktem jest bowiem, że Polska nie współtworzyła, nie zakładała Unii Europejskiej, ale jedynie ubiegała się o członkostwo w niej jako w już istniejącym bloku państw o własnym systemie prawnym, którego nikt nie będzie zmieniać na nasze życzenie. Polska mogła go przyjąć lub nie, tzn. przystąpić do Unii lub nie. Nikt jej do tego nie zmuszał, lecz gdy się zdecydowała na wejście, musiała przyjąć cały tzw. acquis communautaire, tzn. dorobek prawny Unii, do którego należy właśnie wymóg rezygnacji nowego członka UE przede wszystkim z własnych uprawnień suwerennych w pewnych dziedzinach i określonych wypadkach na rzecz organów Unii. Następuje to niejako automatycznie przez samo przystąpienie do UE i nie wymaga uroczystego aktu rezygnacji z suwerenności.
Albo, gdy pewien biskup, stwierdziwszy, że kształtowanie struktur UE nie zostało jeszcze definitywnie zakończone i proces integracji europejskiej jeszcze ciągle trwa, wyraził opinię, że możliwość wpływania na niego jest aktualna i realna, to wypowiedział twierdzenie, które tylko formalnie i tylko częściowo było prawdziwe. Po pierwsze dlatego, że chociaż nie ogłoszono jeszcze konstytucji UE i nie zamknięto prac nad ostatecznym nadaniem jej formy prawnoustrojowej, to jednak było faktem, że decyzja co do ostatecznego kształtu ustrojowego Unii zapadła już dawno (w latach dwudziestych i pięćdziesiątych minionego stulecia) w kręgach jej ideologów i twórców. Według nich, miał powstać nie związek państw (''Europa Ojczyzn''), a jedno państwo związkowe. I odtąd cały proces integracji Europy zmierza w kierunku jej federalizacji. Po drugie, do struktury ustrojowej Unii włączone zostało urządzenie, które można by nazwać ''non-retro'' lub ''zapadką non-retro''. Jest nim przepis prawny uniemożliwiający kołu integracji, które ma się obracać jedynie naprzód, ku coraz ściślejszej integracji, cofanie się do tyłu. Traktaty w Maastricht i w Amsterdamie pozwalają na wszelkie zmiany ustrojowe, byleby nie naruszały już osiągniętego stopnia integracji i nie hamowały procesu dalszego scalania Europy. Ponieważ nawet kompromisowy wariant chrześcijańskiego modelu zjednoczenia Europy oznaczałby konieczność rozluźniania związku między państwami członkowskimi a Unią (związek państw to forma połączenia luźniejsza od państwa federalnego), jego realizacja w obecnej Unii byłaby z samego prawa niemożliwa. Nadzieje więc, że opozycja katolicka będzie mogła drogą legalną przeobrazić Unię w związek suwerennych państw (narodów) trzeba uznać za li tylko na pobożnych (i to nie zawsze) życzeniach i niewiedzy oparte złudzenia.
Gdyby nie rażące braki w wiedzy, czym Unia właściwie jest, nie powstałoby w pewnych, dość licznych kręgach katolickich oparte na naiwności przypuszczenie, że budowniczy i wielkorządcy dzisiejszej UE z zadowoleniem uznają kompromisowe tendencje w Kościele, sami pójdą na kompromis i przyzwolą na ponowną ewangelizację Europy. Tylko bardzo powierzchowna znajomość UE i jej historii mogła zrodzić nadzieję, że po stuleciach uporczywej walki o dechrystianizację Europy, masoneria będąca dziś o krok od swego celu dobrowolnie odda zdobyte pozycje i pozwoli Kościołowi na rekatolicyzację naszego Kontynentu.
Znamienne, że nawet czołowi publicyści i przywódcy ugrupowań, które zdecydowanie opowiadały się przeciw wejściu Polski do UE, przyznają dziś, że ich wiedza o Unii była daleka od pełnej. Jak pisze jeden z nich: ''W Brukseli panuje totalny bałagan prawny - ale zawsze w krytycznym momencie pojawia się rozwiązanie zawsze idące w tym samym kierunku. Wszystko jest zaplanowane - i tu widać ogromną organizacyjną przewagę tych, którzy działania planują, nad spontaniczną i chaotyczną opozycją (czy np. LPR i UPR nie mogłyby wydawać książek i broszur o UE na dwa lata, a nie na miesiąc przed E-referendum?!? Ja w ogóle ''nie zdążyłem'' jej opracować!!!). Dokładnie planowano ''negocjacje'' (...) i referenda (...). Jest to najoczywistszy spisek na ogromną skalę - i spiskowcy wiedzą, że jeśli budowla się zawali, otrzymają niezłe wyroki. Liczą natomiast, jak najsłuszniej, że zwycięzców nikt sądzić nie będzie''1. Nie można się więc zbytnio dziwić, że referendum akcesyjne wypadło tak, jak wypadło. Aby mogło ono dać wynik przeciwny, tzn. odrzucający ratyfikację traktatu akcesyjnego, zarówno zasób jak i zasięg rzetelnych informacji o UE musiałby być w całym społeczeństwie większy niż był, i to absolutnie, jak i w porównaniu z treścią natrętnej propagandy prounijnej. Nie wynika stąd jednak, że skoro jest już po wszystkim i klamka zapadła, to teraz nie potrzeba nam jakichś specjalnych wiadomości o doktrynalnej genealogii Unii. Niektórzy sądzą, że teraz to właśnie Unia powinna dbać o należyte informowanie nas o sobie i o właściwy wizerunek własny w naszym Narodzie. Tymczasem jest wręcz przeciwnie, właśnie teraz, gdy musimy zadbać o to, by obecność w Unii przynosiła nam możliwie najmniejsze szkody, potrzebna jest znajomość jej doktryny, podstaw filozoficznych i założeń ideologicznych. One bowiem determinują całą politykę unijną i to nie tylko na długą metę, lecz także w jakimś stopniu decydują o różnych doraźnych pociągnięciach władz brukselskich. Stąd nieznajomość ich doktrynalnych źródeł może nas drogo kosztować, może bowiem powodować różne akcje nietrafione, nieskuteczne czy wręcz szkodliwe. A także może stać się przyczyną różnych naiwnych pomysłów jedynie kompromitujących nasze państwo na arenie międzynarodowej.
Nie są to tylko przywidzenia wyobraźni, lecz wcale realne możliwości. Już bowiem niemal ''nazajutrz'' po referendum w jednym z mocno antyunijnie nastawionych środowisk zaczęto myśleć o programie prowadzącym do obalenia centralizmu władzy w UE, zagwarantowanego przez Traktat Nicejski, do anulowania zasady głosowania większościowego i powrotu do reguły jednomyślności (prawa weta), chroniącej suwerenność głosujących i wreszcie do obalenia Traktatu z Maastricht czyli do zawrócenia z drogi federalizacji politycznej Europy i do poprzestania na integracji gospodarczej. Tylko jakoś nikt nie pomyślał, jak się mają te śmiałe plany do wspomnianej wyżej klauzuli prawnej ''non retro''. Nie wystarczy młodzieńcza pewność siebie i ufność we własne siły. Potrzeba odrobiny pokory no i ... ''więcej światła'' - wiedzy.
Na temat doktrynalnych źródeł integracji gospodarczej Europy pisałem w swej książce ''Osoba ludzka w doktrynie i praktyce europejskich wspólnot gospodarczych''. (Instytut Zachodni, Poznań 1990). Poświęciłem im część pierwszą książki, która, jak i jej całość, odnosiła się bezpośrednio do trzech zalążków zjednoczenia Europy. Były nimi Europejskie Wspólnoty: Węgla i Stali, Energii Atomowej oraz Gospodarcza, a więc dostojne antenatki dzisiejszej Unii Europejskiej. Stąd także i ona wywodzi się pośrednio z tych samych źródeł doktrynalnych, co i jej poprzedniczki.
Zatem temat obecnej książki jest ten sam, ale sama książka jest inna. Od 1990 roku bowiem nasza wiedza o doktrynalnych korzeniach integracji europejskiej znacznie się zwiększyła: przede wszystkim wskutek faktycznego rozwoju europejskich międzynarodowych tworów integracyjnych, ale również dzięki nowym, coraz bardziej wyraźnym oraz wyczerpującym wypowiedziom wielu polityków, a także ideologów i architektów zjednoczenia Europy. W miarę zbliżania się do celu stają się oni - pod wpływem zarówno dumy z osiągniętych sukcesów jak i aroganckiej pewności ostatecznego zwycięstwa - w swych oświadczeniach i wyznaniach coraz bardziej szczerzy, swobodni, wylewni, a nawet jakby nieskrępowani więzami tajemnic organizacyjnych czy służbowych, ani instynktem samozachowawczym. Dzięki tym źródłom informacji, jak i literaturze na nich opartej (np. cennej pracy J. Laughlanda ''Zatrute źródła Unii Europejskiej'', wydanej w tłumaczeniu polskim przez ''Antyk'' w 2003 r.), wiemy już dziś o genealogii doktrynalnej UE znacznie więcej niż przed ćwierćwieczem czy nawet dziesięcioleciem. Możemy więc na tej podstawie sprawdzić i skorygować wiele obiegowych opinii na temat pochodzenia ideowych fundamentów Unii oraz pokusić się o konfrontację z nimi i uściślenie ewentualnych przewidywań przyszłych losów integracji europejskiej.
Książka obecna składa się z dwóch części. Pierwsza przedstawia drzewo rodowe idei, z których wyrasta i na których opiera się dzisiejsza Unia Europejska. Rozdział I mówi o jego korzeniu - istotnym i najogólniejszym celu europejskiej integracji gospodarczej i politycznej, którym jest wychowanie nowego człowieka dla Nowego Ładu Światowego. Kolejne rozdziały (II-VII) poświęcone są analizie idei uniwersalizmu, przenikającej i wiążącej ze sobą różne doktryny tkwiące u podstaw dzisiejszej Unii: doktrynę uniwersalizmu żydowskiego, uniwersalizmu rzymskiego, chrześcijańskiego, niemieckiego, wolnomularskiego i socjalistycznego. Uniwersalizm jest jakby konarem wielkiego drzewa, w którym biorą swój początek różne jego gałęzie, różne postacie. Część druga pracy poświęcona jest owocom tego drzewa: ideologom, ''architektom'', budowniczym i politykom UE i jej poprzedniczek, działającym z inspiracji różnych odmian uniwersalizmu. W rozdziale końcowym (IX) dokonana została ocena ostatecznych owoców - wyników ich ponad piećdziesięcioletniej aktywności zmierzającej do gruntownego przeobrażenia psychiki Europejczyków.
Spis treści
Przedmowa
Część I
DRZEWO RODOWE
Rozdział I. Korzeń — programowanie nowego człowieka
Przesunięcie pierwszeństwa: od kształcenia umysłu — do kształtowania osobowości
U kolebki
Renesans lat pięćdziesiątych XX wieku: integracja Europy przesłanką świadomości europejskiej
Świadomość europejska przesłanką integracji Europy
Próba syntezy
Nowy człowiek — jakim powinien, a jakim nie powinien być
W sieci uniwersalizmów
Rozdział II. Gałąź żydowska
Trzy warianty interpretacji uniwersalizmu żydowskiego
Żydzi Europie — Europa Żydom
Rozdział III. Gałąź rzymska — „Pax romana”
Rozdział IV. Gałąź chrześcijańska
Triada form
Średniowieczna jedność Europy
Atrakcyjność w czasach nowożytnych
Rozdział V. Gałąź niemiecka
Skrajności i kompromisy
Wsparcie doktrynalne
Sojusznicy
Doktryny nie umierają
Rozdział VI. Gałąź wolnomularska
Powszechność organizacji i jej filozofii
Powszechność celów i strategii
Rozdział VII. Odgałęzienie socjalistyczne
Zasięg uniwersalizmu socjalistycznego
Meandry strategiczne uniwersalizmu socjalistycznego
Koligacje i inspiracje
Część II. OWOCE
Rozdział VIII. Ideolodzy — „Architekci” — Realizatorzy
Richard Nikolaus Coudenhove–Kalergi
Dom — szkoła — loża
Doktryna
Utajona część doktryny
Na drodze do realizacji
Czy tylko enfant terrible?
Jean Monnet
Józef Hieronim Retinger
Osoba
„Szara eminencja” w akcji
Robert Schuman
„Skok w nieznane”
Entente cordiale
Konrad Adenauer
Pod maską
Drugie oblicze
Alcido de Gasperi
Dochodzenie ojcostwa
Rozdział IX. Bilans półwiecza
Nakłady
Wyniki
Posłowie
Indeks osobowy
Liczba stron | 319 |
Okładka | miękka |
Format | A5 |
ISBN | 9788360048509 |
Wydawnictwo | Dom Wydawniczy "Ostoja" |
Rok wydania | 2005 |